Moja jesień

Przyznam się, że gdy słyszę, że ktoś lubi jesień, to trochę zazdroszczę. Bo z pewnością dużo fajniej by było, gdybym ją lubiła. Ale nie lubię. Choć co roku próbuję oswoić, zaakceptować, a może wreszcie polubić. Ale się nie udaję i i tak marzę o egzotycznych podróżach, a na wykładach, na których nie mogę się skupić, bo chce mi się spać, rysuję palemki. Po prostu pragnę lata, słońca i tyle. Nie da się jednak ukryć, że jesień zajmuje całkiem sporą część roku i  trzeba sobie nauczyć z nią jakoś radzić. Dlatego podzielę się z Wami moimi patentami na to, żeby tę jesień jakoś oswoić i zaakceptować. 








Po pierwsze, gdy tylko jest ładna pogoda (bo to przecież się zdarza), to staram się wychodzić na jakiś spacer i próbować docenić piękno złotej, polskiej jesieni. No i zgadzam się, jest wtedy pięknie. Słońce cieszy jakby bardziej, a intensywność jesiennych barw zachwyca. A że tych dni jest mało, to czasami można je przegapić i kojarzyć jesień tylko z pluchą i orkanami. Ja tak miałam bardzo długo. Złota jesień to chyba tylko na zdjęciach. Ale staram się zwracać uwagę na ładną pogodę, doceniać i się nie cieszyć.


Po drugie, noszę grubaśne swetry, szaliki i kapelusze. Nie ma nic gorszego niż zmarznąć jesienią. Wtedy nie ma szans, że się ją zaakceptuje, bo jak ciągle lecą gile z nosa i pizga po nerach, to nie ma opcji, że będzie fajnie. A jak się zaopatrzy w ciepłe buty, swetrzysko i czapę to już nie jest tak strasznie i jakoś łatwiej wyjść z domu i stawiać czoła tym wszystkim deszczom i orkanom. 


 Po trzecie, odpuszczam. Tak po prostu. Nic nie poradzę na to, że jesienią chce mi się mniej i mogę mniej. Tak już mam i uczę się to akceptować. Więc nierzadko zdarza się, że zamiast się pouczyć, robię sobie drzemkę albo oglądam serial. Ale przecież jesień właśnie od tego jest, czyż nie? I nie mam już wyrzutów sumienia, że powinnam więcej i bardziej, skoro mi się nie chce. Nie zmuszam się, bo wiem, że to i tak nie przynosi efektów. Pozwalam jesieni po prostu być.


Po czwarte, jem, wygłupiam się i palę zapachowe świeczki. Bo od tego jest jesień. Jedzonko smakuje najlepiej w zaciszu domu, gdy za oknem pada deszcz. To jesienią najlepiej smakują wszystkie szarlotki, ciastka, pizze i pierogi. To jesienią można wypijać hektolitry herbaty i kakao przy ulubionej muzyce i świeczkach zapachowych, które wtedy pasują jakoś tak najbardziej. No i się wygłupiam. Bo to bardzo pomaga, gdy dzień jest zły i męczący, gdy na nic nie ma siły. Od razu potem jakoś tak lepiej się robi. :)


Sukienka- SH 
Kurtka- H&M 
Torebka- H&M 
Buty- Timberland 
Kapelusz- Mohito 
Szalik- Aliexpress

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)

Copyright © 2014 Nikola Tkacz - blog lifestylowy , Blogger