Tabletki na włosy - Hairvity + zdjęcia
Włosy to dla mnie temat rzeka i próbuję pomagać moim na różne sposoby. Już się pogodziłam z tym, że nigdy nie będę miała takich, jak np. Aleksandra Najda, ale próbuję z nich wykrzesać najwięcej jak się da. Dbam o nie, jak tylko potrafię, przyswajam wiedzę i testuje kolejne specyfiki. Moje włosy są jednak jakby... oporne? Na esencję Andrea, która u wielu dziewczyn powodowała spektakularny efekt, u mnie jakby w ogóle nie zadziałała.... Zresztą tutaj możecie zobaczyć moje efekty wcierania esencji. Lipa i tyle. No ale cóż, nie poddaję się i próbuję nowych rzeczy. To, że coś się sprawdza u jednego, nie oznacza, że taki sam efekt przyniesie u drugiego i tyle. Tym razem padło na tabletki Hairvity.
Hairvity zaczęłam brać od października i od tego czasu robię też regularnie, raz w miesiącu zdjęcia swoim włosom, aby móc zaobserwować efekt. Taki był stan wyjściowy:
Bez szału, nie oszukujmy się. Włosy wypadały mi wtedy dramatycznie. Ale tak naprawdę dramatycznie, do tego stopnia, że dziwiłam się, że nadal cokolwiek mam na głowie.
Ogólne wrażenia z brania tabletek? Po pierwsze okropnie śmierdzą i czasami tym zapachem (smakiem?) się odbija i nie jest to przyjemne, ale taki koszt naturalnego składu. Są dość duże, ale raczej nie sprawiają problemów. Ja za jedno opakowanie, które starcza na miesiąc, zapłaciłam 36zł i jest to dość niska cena.
Podczas pierwszego miesiąca byłam u fryzjera, żeby spróbować w ten sposób pomóc włosom i trochę je podcięłam, więc efektu w długości brak. Włosy jednak przestały wypadać. Tak praktycznie do zera. Ni wiem, czy to kwestia wizyty u fryzjera, czy tabletek, a może tego i tego.
W drugim miesiącu brania tabletek wypadanie włosów wróciło, jednak nie aż do takiego stopnia, jak było na początku. Da się przeżyć, włosy urosły i to sporo. Jak na mnie oczywiście, bo u niektórych przyrost ok. 2cm to standardowy przyrost miesięczny, gdy nie robi się z włosami nic. U mnie wtedy po prostu nie rosną, a i przy wielu specyfikach efekt też taki jest, co widać na przykładzie esencji Andrea.
W pierwszym miesiącu brałam tabletki bardzo sumiennie, codziennie, dwa razy dziennie, w drugim zdarzało mi się trochę zapomnieć. Tak wygląda efekt końcowy na długości:
A tak na warkoczu:
Zdjęcia nie były w ogóle przerabiane, stąd różnice w kolorach - uroki zimy. Ja z efektu jestem w miarę zadowolona, choć nie był to efekt na tyle wow, żebym zauważyła go bez zdjęć... Może trochę urosły, ale liczyłam na falę baby hairów, cóż... nie u mnie, niestety. Jeśli macie specyfiki, które u Was zdziałały cuda, chętnie je poznam i sprawdzę, czy działają u mnie.
Hairvity zaczęłam brać od października i od tego czasu robię też regularnie, raz w miesiącu zdjęcia swoim włosom, aby móc zaobserwować efekt. Taki był stan wyjściowy:
Bez szału, nie oszukujmy się. Włosy wypadały mi wtedy dramatycznie. Ale tak naprawdę dramatycznie, do tego stopnia, że dziwiłam się, że nadal cokolwiek mam na głowie.
Ogólne wrażenia z brania tabletek? Po pierwsze okropnie śmierdzą i czasami tym zapachem (smakiem?) się odbija i nie jest to przyjemne, ale taki koszt naturalnego składu. Są dość duże, ale raczej nie sprawiają problemów. Ja za jedno opakowanie, które starcza na miesiąc, zapłaciłam 36zł i jest to dość niska cena.
Podczas pierwszego miesiąca byłam u fryzjera, żeby spróbować w ten sposób pomóc włosom i trochę je podcięłam, więc efektu w długości brak. Włosy jednak przestały wypadać. Tak praktycznie do zera. Ni wiem, czy to kwestia wizyty u fryzjera, czy tabletek, a może tego i tego.
W drugim miesiącu brania tabletek wypadanie włosów wróciło, jednak nie aż do takiego stopnia, jak było na początku. Da się przeżyć, włosy urosły i to sporo. Jak na mnie oczywiście, bo u niektórych przyrost ok. 2cm to standardowy przyrost miesięczny, gdy nie robi się z włosami nic. U mnie wtedy po prostu nie rosną, a i przy wielu specyfikach efekt też taki jest, co widać na przykładzie esencji Andrea.
W pierwszym miesiącu brałam tabletki bardzo sumiennie, codziennie, dwa razy dziennie, w drugim zdarzało mi się trochę zapomnieć. Tak wygląda efekt końcowy na długości:
A tak na warkoczu:
Zdjęcia nie były w ogóle przerabiane, stąd różnice w kolorach - uroki zimy. Ja z efektu jestem w miarę zadowolona, choć nie był to efekt na tyle wow, żebym zauważyła go bez zdjęć... Może trochę urosły, ale liczyłam na falę baby hairów, cóż... nie u mnie, niestety. Jeśli macie specyfiki, które u Was zdziałały cuda, chętnie je poznam i sprawdzę, czy działają u mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)